piątek, 26 października 2012

Rozdział 1

  -Zawsze najtrudniej jest zacząć. Zawsze dawałaś sobie radę, teraz też dasz- mówiła mama zdecydowanym tonem, podczas gdy ja siedząc kilka tysięcy kilometrów od domu na dmuchanym materacu w białym i pustym pokoju narzekałam na pierwszy dzień szkoły. Dlaczego siedziałam w nieumeblowanym pomieszczeniu przypominającym nieco psychiatryk? Otóż dlatego, że właśnie się przeprowadziłam, a trzypokojowe mieszkanie w najgorszej dzielnicy San Diego to jedyna rzecz na jaką było stać mnie, Sarah i Josha. Moim nowym współlokatorom zupełnie nie przeszkadzało to, iż w kuchni nie ma czajnika, a w sypialni łóżek. Nie przeszkadzało im też to, że nasze fundusze były na tyle ograniczone, że  nie jesteśmy w stanie zaopatrzyć się w te podstawowe rzeczy. Moi najlepsi przyjaciele- bo tak mogę ich nazwać po wielu latach znajomości, byli optymistami, więc wierzyli w to, że szybko znajdziemy pracę i kupimy to co najpotrzebniejsze. Ta dwójka zawsze zarażała mnie swoją energią i dodawała chęci do działania.
      Josh to roztrzepany dwudziestojednoletni student dziennikarstwa. Pewny siebie, szczery, sympatyczny chłopak o niebieskich oczach i blond włosach, który szybko zdobywa sympatię oraz zaufanie osób, które dopiero poznał. Dokładnie w ten sam sposób "zdobył" moje serce. Będąc jeszcze w podstawówce po prostu podszedł do mojego stolika w czasie przerwy obiadowej i powiedział, że kazano mu przeprowadzić wywiad z najlepszą dziewczyną w szkole, dlatego też przymaszerował prosto do mnie. Do tej pory myśląc o tym  jak dwunastoletni chłopak o wyglądzie aniołka podszedł do mojego stołu uśmiech pojawia się na mojej twarzy, Josh był cudownym dzieckiem i w moich oczach stał się równie cudownym mężczyzną. Do tej pory nie zdarzyło mu się być prawdziwie zakochanym, korzysta więc z tego, że jest młody i przystojny. Lecz jestem pewna, że kobieta, którą pokocha będzie największą szczęściarą na świecie mając przy sobie kogoś takiego, bo mimo tego szaleństwa, które ma w sobie potrafi być też opiekuńczy co czyni go nie tylko świetnym przyjacielem.
      Sarah jest zupełnym przeciwieństwem Josha, bo choć ma ogromne poczucie humoru jest bardzo poukładana i raczej nieśmiała w stosunku do osób, których nie zna, ale kiedy otworzy się dla kogoś daje mu sto procent siebie. Sarah jest osobą, która szybko się przywiązuje. Podczas gdy ja i Josh w liceum robiliśmy zakłady ile serc zdążymy złamać w miesiąc - Sarah tylko kręciła głową patrząc na nasze wyczyny z politowaniem, a sama przez całą szkołę średnią spotykała się z tym samym chłopakiem. Szaleństwo u Sarah kończy się jedynie na pójściu do klubu i wypiciu jednego drinka, gdyż już po kilku łykach szumi jej w głowie. Wbrew pozorom wcale nie jest nudziarą, zawsze świetnie się z nią bawimy i przynajmniej wiemy, że jest osoba, która bez względu na wszystko o nas zadba. Za to ją kochamy. Po za tym z Joshem zawsze namawialiśmy ją do robienia rzeczy, które niekoniecznie były mądre i miały różne skutki, najczęściej kiepskie... Tak było też z przeprowadzką do San Diego. Od zawsze wyjazd do Stanów na studia był naszym marzeniem. Pewnego dnia pomyśleliśmy, że dlaczego mielibyśmy nie zaryzykować i nie uciec z szarego Bristolu, w którym wszyscy się wychowaliśmy? Szczerze mówiąc mimo tego, iż śpimy w trójkę na jednym materacu i Josh co noc zabiera dla siebie całą kołdrę, a wyposażenie naszych pokoi składa się tylko i wyłącznie z pustych walizek, ponieważ ich zawartość jest porozrzucana wszędzie, ludzie na uniwersytecie prawie nie rozumieją co do nich mówię przez mój angielski, a nie amerykański akcent- jestem zadowolona z przyjazdu tutaj i nie zamieniłabym tego miejsca na nic innego.
-Tak, wiem mamo, będzie dobrze- odparłam z uśmiechem na ustach, wiedząc, że mama naprawdę we mnie wierzy. Słysząc jak ktoś wsadza klucz do zamka, a następnie przekręca go  pożegnałam się z rodzicielką mówiąc, że ma wszystkich pozdrowić i ucałować. Niespełna minutę później do pokoju wpadł Josh, Sarah i jakiś nieznajomy mężczyzna.. Widząc go, moje oczy powiększyły się do rozmiaru pięciozłotówki- i to wcale nie dlatego, że był nieziemsko przystojny i opierając się o framugę drzwi wyglądał jak aktor rodem z Hollywoodu, a na jego widok serce zabiło mi mocniej, ale dlatego, że pokój do którego weszli wyglądał teraz jak po przejściu huraganu. Cała bielizna, którą zabrałam ze sobą leżała na środku pokoju i czekała na moment, w którym schowam ją z powrotem do jednej z czterech walizek, które tarasowały przejście w pokoju. Sarah widząc mnie pośród koronkowej bielizny oraz kilkunastu staników jedynie stała w progu trzymając rękę na ustach, by powstrzymać się od śmiechu na co odpowiedziałam jedynie miną, która miała znaczyć, że policzymy się później.
       -No cześć ...-powiedział Josh tak samo mocno rozbawiony sytuacją co Sarah. 
-Przyprowadziłem Thomasa, powiedział, że pomoże załatwić nam pracę, a później pokaże nam najlepsze kluby w mieście. Co Ty na to?- zapytał poruszając zabawnie brwiami, co miało dać mi do zrozumienia, że raczej nie wrócimy dzisiaj do domu w komplecie. Na samą myśl o imprezie w pięknym San Diego humor mi się poprawił i zapomniałam o nabijającej się ze mnie przyjaciółki, potwierdziłam tylko szerokim uśmiechem to, co Josh miał na myśli. Już w głowie ustalałam w co się ubiorę i jak świetnie będę wyglądać w mojej czarnej, obcisłej sukience i wysokich obcasach przy boku nowego, ciemnowłosego, wysokiego Thomasa...
-Tylko nie zapomnij przed wyjściem posprzątać, my będziemy czekać w kuchni- powiedział  przyjaciel i wyszedł z pokoju z głośnym trzaśnięciem drzwi zostawiając mnie samą z całym bajzlem i zniszczonym wyobrażeniem natychmiastowego wyrwania się z domu.


~
No to pierwsze koty za płoty, mam nadzieję, że się podoba! :)